Pytania – Odpowiedzi
Od wielu, wielu lat poszukuję odpowiedzi na pytania:
Dlaczego my, ziemianie, mimo wiekowych doświadczeń mnóstwa odkryć, sukcesów wciąż zmagamy się i konfliktujemy ze sobą? Knujemy, konkurujemy, walczymy by zdobyć znaczenie i przewagę nad innymi. W końcu utrudzeni własnym znojem, zazwyczaj, odchodzimy niespełnieni.
Na zdrowy rozum: porozumienie, tolerancja, życzliwość w relacjach międzyludzkich
spełniałaby nas jako ludzkość bardziej niż walki i niszczenie, a jednak mimo zyskiwanej wiedzy, wciąż wybieramy konflikt zamiast partnerstwa.
Prawie 20lat uprawiania dziennikarstwa, kolejnych 10lat spędzonych w warmińskich lasach, w tym, działaniu ośrodka naturoterapii stwarzały szansę na poznanie wielu interesujących osobowości. Jednym z nich okazał się, poznany wiele lat temu, fizyk, wykładowca Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie dr hab. Marek Góźdź
M.G. Pracuję w Instytucie Informatyki, na Wydziale Matematyki, Fizyki i Informatyki Prowadzę zajęcia dla studentów informatyki, dotyczące teorii języków, w tym języków
programowania, i maszyn pracujących zgodnie z zadanym językiem oraz wykłady fakultatywne, dotyczące informatyki kwantowej i systemu Linux. Uczyłem też zagadnień
związanych z bezpieczeństwem systemów komputerowych, architekturą
komputerów, oraz podstaw sieci komputerowych. Moja praca naukowa dotyczy podstaw
mechaniki kwantowej, a dokładniej definicji i właściwości czasu.
- Co Cię doprowadziło do zajęcia się tak skomplikowaną dyscypliną wiedzy? – zapytałby zapewne zwyczajny człowiek.
G.M. Jak byłem mały, często zadawałem pytania i nierzadko w odpowiedzi
słyszałem: „Gdy chcesz wiedzieć dlaczego? Chcesz wiedzieć, jak to działa?”. Oboje
moi rodzice są fizykami, podobnie jak teraz ja, moja żona, mój brat i bratowa -.
Fizykę zawsze uważałem za system, zestaw reguł, z których można
wywnioskować, jak działa świat. Wiele z tych reguł wynika z innych, bardziej podstawowych, które traktujemy jak rodzaj aksjomatu – są to główne cechy naszego
Wszechświata. Znając je, do opisu rzeczywistości potrzebny jest nam tylko aparat
matematyczny. Przynajmniej tak twierdzi fizyka…
Gdy urodziła się moja córka, uczyłem ją wszystkiego i dość szybko okazało się, że jej sposób pojmowania rzeczy jest zupełnie inny niż mój. Potrafiła (i dalej potrafi) znajdować
rozwiązania na zasadzie skojarzeń. Z kolei często ma kłopot tam, gdzie wystarczy czysta
dedukcja. Jej prawdziwym talentem jest muzyka i taniec, nie matematyka.
Szukając odpowiedzi na pytanie jak działa świat, czytałem również mitologie,
pisma religijne, a z czasem trafiłem na teksty o jodze, magii, alchemii i kabale.
Co ciekawe, część założeń różnych systemów ezoterycznych nie kłóci się z naszą obecną wiedzą na temat fizyki! Nie są to jednak zagadnienia, które potrafimy opisać matematycznie, zmierzyć, zaobserwować w doświadczeniu, dlatego włączenie ich jako obiektu badań jest w obecnej chwili skazane na niepowodzenie.
- Nad czym skupiasz się aktualnie?
Obecnie moim tematem badań jest zdefiniowanie czasu – na poziomie cząstek elementarnych oraz tego „naszego”, jaki odczytujemy z zegarków.
Wydaje się, i jest to poparte doświadczeniami, że w mechanice kwantowej czas nie
płynie, nie ma więc przeszłości ani przyszłości, zaś cząstki widzą całą swoją historię i przyszłość jako jeden strumień chwil, po których mogą się dowolnie poruszać.
- Czy do takiego zdefiniowania czasu wystarcza wiedza choćby genialnego fizyka?
G. M. Chcąc zaproponować nowe rozwiązania, warto słuchać intuicji. Ona
pozwala wyjść poza oklepane schematy i sformułować twierdzenia, które umożliwią
wyeliminowanie ich ograniczeń i otwarcie się na inne punkty widzenia.
- : Dlaczego współcześni naukowcy, definiując rzeczywistość, posługują się odmiennymi językami: fizycy biolodzy, chemicy, matematycy, medycy ze swoich specjalizacji uczynili krainy obcych języków, co utrudnia wzajemne rozumienie i rozwiązywanie problemów człowieka, ludzkości…
G.M. Język jest naszym podstawowym narzędziem porozumiewania się. Pamiętasz,
co według pewnej książki robił Adam, zanim zajął się spożywaniem owoców?
Nadawał nazwy zwierzętom. To nadawanie nazw i imion powoduje, że nazwany
obiekt staje się znajomy. Od małego uczymy się języka zawierającego nazwy
rzeczy i osób, spotykanych na co dzień. Później, chcąc być fizykiem,
chemikiem czy biologiem, ten język musimy rozszerzyć o pojęcia
specjalistyczne. Cel jest ten sam – chcemy w sposób precyzyjny móc
odwoływać się do pewnych pojęć. Nie jest to więc próba ukrycia przed
światem „tajemnic nauki”, tylko chęć porozumienia się z kolegami i koleżankami w pracy. Oczywiście nie znając pojęć używanych przez medyków. Ich język jest dla mnie niezrozumiały, ale podobnie nie jestem w stanie porozmawiać z przedszkolakiem z Hiszpanii…
- Dla mnie , filologa, nauczonego kilkadziesiąt lat temu zapisów intuicyjnych, opowieść o Adamie ma nieco inną definicję:
Stwórca jawi się koncepcją Wszechświata, badającą cząstkami siebie (czyli nami) skutki podziałów myśli i zagęszczania jej do postaci materialnej.
Koncepcja podziału była programem – nakazem indywidualnego doskonalenia się poszczególnych cząstek i budowania siły materii, męskości, bez względu na płeć i żeńskości, czyli poddania się racji silniejszego.
Moja racja stała się wyznacznikiem zwycięstwa nad innymi… Specjalizacje , mimo osiągnięć sprawiły, że nie umiemy się porozumiewać dla wspólnych korzyści…Budowle ziemskich piramid były przez wieki nośnikami konieczności wznoszenia się na szczyt materialnego wyrazu siebie.
G.M. Dziedziny nauki badają tę samą rzeczywistość, ale przyjmują różne punkty
widzenia. Inaczej na jabłko spojrzy chemik, inaczej fizyk, a jeszcze inaczej geograf.
Kłopot zacznie się, gdy te trzy osoby, zamiast badać jabłko, zaczną się kłócić o to, który z nich robi to właściwie.
Wtedy pojawiają się wymienione przez Ciebie „piramidy”. Piramida ma
Tylko jeden wierzchołek i trzech naukowców się na nim nie zmieści.
Ostatecznie więc każdy z nich buduje swoją własną piramidę, na której szczycie
siedzi i udaje, że mu wygodnie.
Aby móc osiągnąć wspólne korzyści, czyli porozumieć się, powinni się spotkać na samym dole. Piramida nie jest im do niczego potrzebna!
A: Dlaczego naukowcy unikają kontaktu z paradyscyplinami?
Wiele największych odkryć to efekt mentalnego połączenia się odkrywcy z przestrzeniami niedostępnymi dla materialnego intelektu. Czy to powoduje przysłowiowy lęk przed inkwizycją własnego środowiska?
G.M. My jako populacja, a w szczególności naukowcy, nie lubimy nieznanego. Człowiek
nauki uczy się, żeby wiedzieć i znać. W momencie kiedy pojawia się
obszar wiedzy, zupełnie wymykający się otrzymanemu wykształceniu,
reakcją obronną jest: albo jej zanegowanie, albo zignorowanie.
Intuicja była, jest i będzie istotnym czynnikiem w rozwoju nauki. Rozwiązanie
skomplikowanego problemu często wymyka się czystej dedukcji i w pierwszym podejściu jest możliwe dzięki „genialnemu pomysłowi,” który nagle pojawia się w głowie.
Czy jest to „efekt łączenia się z przestrzeniami” – tego nie wiem, ale że takie zjawisko występuje wiedzą wszyscy, którzy kiedykolwiek musieli rozwiązać trudne problemy. Wspomniałaś naukową inkwizycję… faktycznie, pozycja naukowca zależy od uznania, jakim cieszy się on w środowisku. Jeśli środowisko uzna go za odszczepieńca, renegata i heretyka, jego kariera jest zazwyczaj skończona. Dlatego często bezpieczniej jest nie promować zbyt kontrowersyjnych idei…
A: Czy w swoich działaniach profesjonalnych miałeś kontakt zparadyscyplinami? Czy to miało wpływ na poszerzenie twoich intelektualnych zapatrywań?
G.M. Czytając opisy paradyscyplin zawsze interesowało mnie, czy da się je
wyjaśnić z punktu widzenia fizyki? Wiele z nich da się pogodzić z tym, co wiemy.
Czasami będzie to wymagało wprowadzenia pewnych elementów, których obecnie nie znamy.
Mechanika kwantowa dopuszcza istnienie pojedynczej cząstki w dwóch lub więcej miejscach na raz i potrafimy to pokazać,przeprowadzając odpowiednie doświadczenia.
Bilokacja dotyczy podobnego zjawiska, ale w odniesieniu do obiektu w skali makro, na przykład do osoby, mechanika kwantowa nie wyklucza takiej możliwości, ale prawdopodobieństwo jej zaistnienia jest niezwykle małe.
Nie jest znany, jak na razie, mechanizmu, który to prawdopodobieństwo zwiększa, co nie znaczy, że ono nie istnieje.
Podobnie można przyjrzeć się jasnowidzeniu. Informacja nagle pojawia się w
naszej głowie, potem okazuje się, że jest prawdziwa. Skąd się pojawiła?
W fizyce informację przenosić można za pomocą pól.
Nasz mózg jest wrażliwy na pole elektromagnetyczne o odpowiednich częstotliwościach,
sam też wytwarza takie pole mierzone podczas badania EEG.
Jeśli jest pole, jest nadajnik i odbiornik, to pozostaje tylko odkryć metodę,
jak kodowana i odbierana jest informacja. O ile taka metoda istnieje, oczywiście.
A Czy umiałbyś się porozumieć z innym specjalistą, np. B. Liptonem,
akademickim biologiem, który dzięki intuicyjnym notowaniom odkrył inną
definicję funkcji komórki i stwierdził: „ Geny nie determinują naszych komórek.
Możesz zmieniać chemię swojej krwi, mentalnie tworząc chemię
witalności, lub nie robiąc tego, iść przez życie z uczuciem
strachu.
Bruce Lipton przeprowadził udane eksperymenty przetwarzania komórek tłuszczowych w komórki np. wątroby.
G.M. Umiałbym. Nie powiem, że zrozumiałbym jego argumenty, bo jednak język
biologii nie jest tym samym językiem, co język fizyki… To był oczywiście żart.
Jeśli dwie osoby mówią i słuchają siebie, to będą w stanie porozumieć się.
Zresztą biologia i fizyka nie są aż tak dalekie od siebie – istnieje przecież biofizyka,
w której metody badawcze fizyki są stosowane do układów biologicznych.
A: W czym naukowcy różnych dyscyplin mogliby się sprzymierzyć?
M. Każda dyscyplina ma dobrze określony punkt widzenia, przez co zwraca
uwagę na inne aspekty badanego obiektu. Praca specjalistów z innych
dyscyplin pozwala zwrócić uwagę na pomijane przez nas elementy. Pełny
obraz badanego obiektu otrzymamy dopiero biorąc pod uwagę jego wszystkie
cechy, nawet te, które nasza dyscyplina uważa za nieistotne!
A: Na naszych oczach budzi się nowa rzeczywistość. Wyświetlają się
jednocześnie wszystkie doskonałości i małości świata stricte
materialnego z jego wyznacznikami tzn. indywidualizmem i strukturą
władzy nad innymi. Aktualne zjawiska, jeśli chcemy trwać, przypominają planetarnej populacji o konieczności wprowadzania równowagi w relacjach międzyludzkich , a
także w relacjach międzykomórkowych.
A równowaga oznacza wspólnotowe działania.
Czy nauka jest w stanie pogodzić się z taka tezą? Czy jest w stanie wzbogacić własne zasoby o wiadomości z pola informacyjno-energetycznego ?
G.M. Nie wiem jak na to zapatruje się „nauka”, ale fizyka na pewno tak!
Mechanizmy działania naszego świata opierają się na przepływie energii,
w dowolnej formie, która samoistnie będzie dążyła do wyrównania potencjałów.
Na przykład ciepło przepływa od ciała o wyższej do ciała o niższej temperaturze, powodując wyrównanie temperatur.
Wiatr wieje od wysokiego do niskiego ciśnienia.
Drugą tendencją jest dążenie do stanu równowagi, który zazwyczaj charakteryzuje się najniższą energią. Zastosowanie tych zasad do funkcjonowania społeczeństwa wcale
nie jest nowym pomysłem – wystarczy poczytać I-Ching, konfucjańską Księgę Przemian, albo zainteresować się taoizmem.
Na dobrą sprawę chrześcijaństwo też ma wbudowane te same zasady, ale to już jest temat
na inną rozmowę.
Wracając do Twojego pytania – wydaje się, że jedną z szczegółowego badania pojedynczego aspektu na korzyść spojrzenia szerszego, całościowego. A to będzie wymagało porozumienia się specjalistów mówiących innymi językami!
- Paradyscypliny dysponują metodami, które ułatwiłyby komunikację między specjalizacjami, ale hołdowanie indywidualizmowi nie pozwala naukowcom z tych metod korzystać. Choćby wspomniana przez Ciebie INTUICJA, jako narzędzie umożliwiające odkrycia, przez wielu naukowców potępiana, bo nie da się uchwycić jej materialnie. Ograniczenia, intelektualnej wiedzy, brak otwarcia na inspiracje , olśnienia wewnętrzne sprawia, że zagadka istnienia wciąż pozostaje nierozwiązana. Sądzę, że temat wart jest kolejnej rozmowy, by się przekonać, ze niemożliwe, specjaliści po pojednaniu mogą zamienić w możliwe.
- Mając w swoim zasobie dorobek naukowy i doświadczenie, wyobrażeniowo przenosisz się do ławy studenckiej. Jaką metodę zaproponujesz wykładowcy, by nauka stała się bardziej użyteczna?
G.M. Poprosiłbym o otwartość. Ludzie z różnym doświadczeniem i wykształceniem będą opisywali te same zjawiska w różny sposób. Nie istnieje jeden jedynie słuszny opis. Fizycy potrafią tworzyć modele, które bardzo dobrze się sprawdzają w określonych sytuacjach, ale odrzucając dumę na bok muszą przyznać, że te opisy są bardzo mocno uproszczone.
Czy tworząc jedynie przybliżony obraz świata wolno ogłaszać, że się „wie” i „rozumie”?
- Czy współdziałanie między specjalistami może niemożliwe zamienić w możliwe? Weźmy np. Atopowe zapalenie skóry: Co zrobić, by je wyprowadzić z człowieka, którego to dotknęło?
G.M: To akurat mój przypadek. Atopowe zapalenie skóry sugeruje, że to skórę trzeba leczyć. Klasyczna dermatologia skazała mnie na trzydziestoletnie męczenie skóry sterydami, które nie pomogło.
Ratunkiem okazała się wizyta u medyka, zajmującego się ziołolecznictwem, który stwierdził, że mój AZS jest wywołany nadwrażliwością organizmu na jakieś czynniki. Odciążony od tych czynników organizm poradzi sobie z alergią sam. Zalecona na kilka miesięcy dieta wegańska i napar z przepisanych ziół. Trzydziestoletnie męczenie skóry sterydami nie pomogło, zioła i dieta tak.
Człowiek to połączony mechanizm, w którym wszystkie elementy muszą ze sobą dobrze współpracować. Patrzenie na człowieka jak na zbiór osobnych organów w przypadku niektórych chorób nie zdaje egzaminu.
Nie wolno też zapominać, że jednym z „organów” jest nasza psychika. Negatywne
emocje, stres i pośpiech nie pomagają w leczeniu czegokolwiek, nie tylko AZS.
- Gdyby naukowcy zorganizowali spotkanie, akcję „ W poszukiwaniu partnerstwa” czy chciałbyś w tym przedsięwzięciu wziąć udział ?
G. M. Oczywiście zaangażowałbym się na miarę moich możliwości.
rozmawiała Anna Dąbrowska