Anna Dąbrowska, Dzień dzisiejszy, Uśmiech Nieśmiertelności

                                              Trafiłam na Warmię

Szukałam, szukałam…. Szukałam ja. Szukałeś ty. Szukali oni… Czy wreszcie w XXI  wieku po niekończących się sukcesach ery materialnej: ja, on, my, wy dotarliśmy do zamierzonego celu ?  Czy uchwyciliśmy  SENS  ŻYCIA,  SENS ISTNIENIA CZŁOWIEKA ?

Jako etatowy dziennikarz przez kilkanaście lat zbierałam doświadczenia, obserwując i relacjonując ludzkie style bycia, ich doskonałości i małości, emocjonalne motywacje ich czynów.

Od zawsze ciekawił mnie CZŁOWIEK . Nosiło mnie po Polsce, chociaż nie tylko. Zaliczyłam redakcje: kieleckie, wrocławską, stołeczne. Paromiesięczny dziennikarski pobyt w Sofii  przybliżył mi obraz mentalny Bułgarów.

 Dzięki wcześniejszym studenckim zajęciom ( praca w Juwenturze ) nawiązałam kontakty z niezwykle interesującymi  Rosjanami i Gruzinami. W Międzynarodowym Ośrodku w Karpaczu miałam sposobność obserwacji   specyfiki zachowań Niemców i Rosjan. Zastanawiałam się wówczas dlaczego przynależność do określonej nacji już warunkuje styl bycia, odmienne reakcje emocjonalne .

 W krajowej wędrówce redakcyjnej dopadały mnie  osobiste komplikacje.   Niemożność uwolnienia się od nich przy pomocy intelektualnych racji i wyznaczników naukowych, tzw.  przypadek, skierował  mnie na szlak paranormalnych dyscyplin. Rosjanie na przełomie lat 80-90 wiedli w tych dyscyplinach prym. W telewizji dziennikarze nie ośmieszali ich  mówiąc o  osiągnięciach „Białej magii”: Kaszpirowski, Czumak i inni byli równorzędnymi rozmówcami tych z tytułami akademickimi. Widzowie telewizyjni byli oswajani z pojęciami np. hipnoterapii, jako metody do rozpoznawania własnego wnętrza, swoich możliwości twórczych, ale przede wszystkim oswajania własnych emocji, poprawiania stanu zdrowia, rezygnacji z pośpiechu i usuwania walki na rzecz współdziałania z drugim człowiekiem. 

 Kolejny tzw. zbieg okoliczności tych lat to Międzynarodowe Sympozjum w Sofii, na którym w ciągu trzech dni wiedli debaty o paradyscyplinach specjaliści różnych dyscyplin naukowych   z całej Europy.  O dziwo, spośród 200 uczestników tego spotkania nie padło ani jedno zdanie negujące zasadność takich działań. Lekarze, inżynierowie, fizycy, definiując paradyscypliny,  używali określenia protonauka, postulowali współdziałanie oficjalnej nauki z protonauką, jako dyscypliną, ułatwiającą pokonanie chorób, a także rozpoznawanie struktury fizycznej i psychomyślowej  człowieka. Byłam oszołomiona konstatacjami sofijskiego sympozjum. Po powrocie do Polski postanowiłam przyjrzeć się bliżej temu co dzieje się w rejonach ponad zwyczajnym myśleniem. Zajęło mi to kilka lat ( kursy, szkolenia, publikacje).

Rzeczywistość materialna jednak mknęła pospiesznie powracając do powtórki kapitalizmu i nie byłoby w tym złego, gdyby nie drapieżny wyraz tego systemu. Co odwracało uwagę od osiągnięć niematerialnych człowieka,  wzbudzało w społeczeństwie: konkurencje, konflikty, intryganctwo, walkę o przywództwo w rodzinie, zawodzie,  środowisku, polityce. W konsekwencji  zmienił się kanon uprawianego dziennikarstwa. Za najcenniejsze publikacje uznawano skrótowe informacje, by nie męczyć czytelnika. Zaczęło  się lansowanie tematyki kryminalnej, sensacyjnych  opowieści pełnych zła, krwi i niszczenia.

 Nowi właściciele gazet,  wydawcy szukali sensacji, obniżania kosztów drukowanych tekstów. Profesja dziennikarska ulegała deprecjonowaniu. Któregoś dnia złożyłam nowemu właścicielowi tygodnika  propozycję tekstu o osiadłym na Warmii japońsko – polskim  małżeństwie. Według wstępnych informacji była to rodzina niezwykle interesująca. Ona Japonka  rolę matki i gospodyni domowej  dopełniała pasją  twórczą. Polski domek jednorodzinny otaczał ogród w japońskim stylu. W jej pracowni artystycznej powstawały z azjatyckich tkanin tkane wyobraźnią obrazy, ale też stroje. Potomstwo: syn i córka prawdziwie zadbane: spokojne, eleganckie dzieciaki. Jednak, gdy zaczynały prezentować swoje pasje sportowe, artystyczne zadziwiały wiedzą  i elokwencją. Tata – Polak, rodem z Warmii, z wykształcenia anglista, podróżnik po obu półkulach, po przywiezieniu żony do Polski został wykładowcą  języka angielskiego w miejscowym liceum, z sukcesem słał swoich wychowanków na krajowe konkursy językowe, którzy często  wracali z laurem zwycięstwa na Warmię. Taki wstęp nie stał się zachętą do wysłania dziennikarza w teren – usłyszałam: „Taki reportaż można zrobić przez telefon, a zdjęcia bohaterów niech prześlą na adres redakcji”.  

I tak uciekłam od dziennikarstwa na  Warmię. Chociaż i tu od czasu do czasu pomieszczałam w „ Olsztyniance” teksty.

 Osiadłyśmy  w niewielkim gronie na 5,5 ha gospodarstwie: Aktorka-Mim – Ewa  Akademicka Ekonomistka – Grażyna,  Specjalistka od Zieleni – Katarzyna  i Dziennikarka – Anna , nie licząc czasowo wspierających nas Przyjaciół.  Byłyśmy indywidualistkami, ale jednoczyło nas wspólne zainteresowanie paradyscyplinami. Każda z nas miała na swoim koncie jakiś dorobek w formie szkoleń, warsztatów, pracy z innymi. Tematem przewodnim, który nas interesował, bez względu na różnice zainteresowań był temat:

                JAK  EMOCJE  KSZTAŁTUJĄ  NASZĄ RZECZYWISTOŚĆ.

Założyłyśmy na wstępie, że nasze wspólne doświadczenie na Warmii będzie wolne od konfliktów, a  indywidualne racje nie  przeszkodzą w harmonijnym obcowaniu  różnych charakterologicznie kobiet, że udowodnimy sobie i innym, iż zjawisko harmonijnego współdziałania  można wprowadzić i do różnorodnego środowiska.

Gospodarstwo położone pośród lasów, tylko 20km od Olsztyna  przyciągało swoją urodą, Choć ugór piaszczystej posiadłości nie raz dawał  się  we znaki. W ciągu pierwszych paru lat trudno było dawać priorytety naszym zainteresowaniom dyscyplinami paranormalnymi.  Zginałyśmy karki i kręgosłupy, grzebiąc się w ziemi, próbując piaskowy ugór zamienić w warzywniak, by jarzyny zachwycały nas smakiem,  a krzewy i posadzone drzewa wyciągały nasze myślenie ponad orkę dnia codziennego. Okoliczni sąsiedzi nie dawali nam szans na trwanie  leśnego żywota dłużej niż kwartał. Jednak nasza przygoda z warmińską ziemią trwała dwadzieścia lat z okładem. Tyle trwał znój wyplewienia z siebie, nie z ziemi  MOJEJ RACJI,  tego naczelnego wyznacznika indywidualnej władzy nad innymi.

W rzeczywistości, w której funkcjonujemy,  każdy jest nośnikiem jakiejś racji. Nawet jeśli czuje się zniewolony, to i tak jest przechowalnią jakiejś oceny, bo wie o czymś, kimś więcej niż pozostali. A to rzutuje na stan emocji indywidualnych i nasze relacje międzyludzkie. W codziennym byciu nie dostrzegamy spustoszenia, jakie siejemy wokół siebie i w nas samych uprawiając choćby tylko myślowo MOJĄ  RACJĘ. Tworzymy uprzedzenia,  iluzje . Wymyślamy  wrogów, którzy nam zagrażają, a więc musimy ich zwalczać. A walka, choćby tylko myślowa odsuwa nas od odbierania impulsów Z SERCA, KTÓRE JEST NAJSILNIEJSZYM  DOSTAWCĄ INTUICYJNYCH  SYGNAŁÓW I PODPOWIADA NAJKORZYSTNIEJSZE  ROWIĄZANIA  PROBLEMÓW.

Na chwilę oderwana od polnych wykopalisk, usiadłam, wyciszyłam się, pytając o sens uprawy warmińskiego ugoru i oto jaki pojawił się zapis.

SERCA  MYŚLI

                                               Serca myśli, serca tony

                                               W jednym drgnieniu ich tysiące:

                                               Te uczucia wzbierające,

                                               Cały świat ogarnąć zdolne.

                                               Łopot serca dziewczęcego,

                                              Jak wiosenny lot żurawi.

                                              Wyobraźnię w obłok  wznoszą

                                              Skrzydła marzeń rozpinają.

                                               Młodość syta lecz niepełna słońca ,

                                               W kroplach rosy się ukrywa.

                                               By nazajutrz z siłą wybrzmieć,                                             

                                               W sercu lipcowej kobiety.

                                               Latem dojrzewają myśli wnętrza,

                                               wspierając wszelaką  urodę.

                                               Czasem kobiecie u stóp świat się ściele

                                               A czasem przynosi nieme przestrzenie.

                                               Nagle budzi ją miano:  złotej jesieni.

                                               Choć barw wtedy więcej,

                                               a mądrość bardziej do ciała przylega,

                                               To jesień skłonna do melancholii,

                                               Smutkiem ją częściej otula.

                                               W końcu przywodzi zimową refleksję

                                               Białością śniegu spokoi serce,

                                               Szroniąc  brew i pochyloną głowę.

                                               Ucho szeptem rozważań kołysze.

                                               Kiedyś: pragnęła, marzyła

                                               O wspólnocie z nim: drugim człowiekiem.

                                               Lecz do tego -serce musi mieć ona i on.

                                               A on umysłem w meandry bogatym,

                                               Pierwszeństwo głowie przed sercem dał.

                                               Wiekami biegał po wieży Babel

                                               Łamał języki, umysły i dusze.

                                               Wreszcie…w bieli śniegu spostrzegł serce kobiety.

                                               Pojął, że  umysł  niewiele znaczy – gdy sam.

                                               I oto, w czas zimy – wiosna się stała.

                                               On, inaczej niż zwykle, otoczył kobiecą dłoń.

                                               Opuścił kochankę Walkę – bo umysł z sercem zjednoczył

                                               I odtąd, jak bajce, wspólnie w wieki przyszłe mkną

                                              Bezmiar czasu, bezkres przestrzeni oswajając.

Ta ostatnia wierszowana konkluzja to zapowiedź harmonijnego współbycia żeńskiego z męskim. Uzdrowienie rzeczywistości planetarnej, Relacje międzyludzkie  musi poprzedzić wewnętrzna równowaga między + i –  w indywidualnych istotach ludzkich, zakłócaną wiekami realizacją programu  indywidualizmu.

Na początku kształtowania się epoki materialnej  SZÓSTY  ZMYSŁ ( zmysł równowagi) był wyeliminowany z użytkowania,  bo  przeszkadzał w doskonaleniu indywidualizmu ziemianina. Brak  zmysłu równowagi pozwalał ćwiczyć:  niszczenie drugiego  wykazując własna moc. Ułatwiał osobiste pomyłki i błędy zrzucać na innych, obarczając ich winą  za cudze przewiny, Ocenianie, oskarżanie zarówno wroga jak i przyjaciela za własne działania, tworzyło przestrzenie żalu – nośnika  niszczącego każde przedsięwzięcie.

Relacje międzyludzkie  po zmanipulowaniu  szóstego zmysłu obudziły analizy, wzajemne ocenianie, nietolerancję, dawały jednak poczucie wyższości nad obmawianym. Nietolerancja coraz bardziej zacierała rozumienie rzeczywistości, w konsekwencji  tworząc sfery: żalu, poczucia krzywdy, ale też nieuzasadnionej winy, lęku przed tymi powyżej. A lęk był bodźcem do rodzenia się agresji, w słabszych jednostkach utwierdzał autoagresję. Zaczęły się samoistnie psuć relacje międzyludzkie, a w obrębie indywidualnych ciał- rodziły się choroby.

Ile trzeba przekopać ziemi, by siebie rozpoznać do głębi, by po wiekach odmrozić swe serce na odczucia swoje i jego?

,                                  Rzecz o milczeniu Ziemi

            Przyszła!

            Na kamieniu siadła.

            A przed nią pole!

            Jakie tam pole? – rzekł chłop  uczony ziemią.

            To ugór,  zaciągnięty chwastem.

            W dwa pługi go nie przeorzesz.

            Tyle na nim słów wyrosło!

            Ona  urodą miejsca zwabiona

            Pogróżki  uczonego odrzuca.

            Choć bywa, waha się.

            Bo słów, co żywiołem jej są

            W glebie nie znajduje.

            Dłonie jej w ziemi trafiają na milczenie,

            Skąd biorą się w człowieku?

            Słowa spieszne jak wiatr.

            Słowa parzące jak ogień,

            Czasem płynące jak woda…

            Jedne z trudu mięśni zrodzone,

            drugie  lotem umysłu natchnione,

            Inne głosem serca  niesione.

            Ludzkie dusze zasiedlają.

            Wyłaniają się z przeszłości,

            splatają z przyszłością.

            Zawieszone w głosie człowieka,

            Znaczeń tysiące przydają istnieniu.

            Kiedyś myśl przenosiła sens

            od człowieka do człowieka:

            gestem, dźwiękiem, sylabą.

            Słowa były nićmi porozumienia

            Teraz świat zatłoczony słowami.       

            Jeden do drugiego nimi strzela, zabija

            Ona jego – ani on jej nie rozumie,

            choć tym samym mówią językiem.

            Znowu przyszła,

            Na kamieniu siadła,

            Dłonie zagłębia w milczeniu ziemi,

            Uwolniona  z gwaru słów mnogich,

            Już wie

            Że słowa ruskie, pruskie, jankeskie

            Jedność ludzką na wieży Babel rozbiły

            Miliony słów, racji

            Tysiące wież nieustannie wznoszonych

             A pożytek nijaki       

             Już rozumie:

             Że wieża Babel w oceanie spokoju zatonie

             Bo sens jest w prostocie ukryty.

             Ostanie się tylko to,

             Co czytać umie w milczeniu.

Ugór warmiński po dwu latach jako tako zaorany. Ale czy umilkła mnogość słów w umyśle, choć język przestał głosić swoje racje? Wewnątrz mózgu toczy się wojna, serce kamienieje. Uroda natury śródleśnego siedliska cieszy, ale nie do końca spokoi wzbierające emocje: żal, poczucie krzywdy  mieszający się z poczuciem winy, lęk, że oto traci się indywidualizm, wyznacznik znaczenia- a w tym konkretnym czasie, czyli aktualnej rzeczywistości indywidualizm napędza najsilniejsze emocje, cofające człowieka w rozwoju.

Jednostka uwikłana w pośpiech, pogoń za sukcesem nie zauważa siły niszczycielskiej tej struktury, bagatelizuje pierwsze objawy stresu- zagadując je dymkiem z papierosa, skręta, sięgając po lampkę alkoholu, lub środki uspokajające. Dziwi się, jako bezpodstawnym, pierwszym przejawom chorób własnego ciała, rosnącemu niepokojowi psychicznemu.

Ucieczka  wielu przed wielkomiejskością do PŁUC  POLSKI czyli na WARMIĘ i MAZURY przynosi czasowe ukojenie, pomnaża estetyczne odczucia, ale zostaje w TOBIE to COŚ:

                                           Coś 

                                   Coś w środku ciebie tkwi, coś w środku ciebie drga.

                                   Wspomnienie dawnych epok- różne postaci mkną,

                                   Przeszłość z przyszłością w jedno zlewa się.

                                   Zanika „Teraz”, choć twardo trzymało się.

                                   Czas w przestrzeń wtopiony,

                                   Kruszy starego porządku ramy         

                                   Niepostrzeżenie podlegasz czemuś nowemu.

                                   Choć ono cienkim strumykiem znaczone.

                                   Coś w środku ciebie tkwi, coś w środku ciebie drga.

                                   Przeczucie z siłą mówi: że to przeszłości kres. . .

Co jednak powoduje, że nie przystajesz mentalnie i fizycznie na zmiany? Odpowiedź wydaje się prosta:

 Jesteś niewolnikiem przekonań rodowych. To one stanowią przymusy umysłowe twoich reakcji emocjonalnych, przechowują standardy umysłowych racji i fizycznych upodobań. Twoje aktualnie hołubione nawyki to spuścizna pradziadków przeniesiona do TERAZ. Zachowana waleczność, chęć przewodzenia twojej racji, spryt panowania nad racjami innych daje ci złudną pewność, że dominujesz nad pozostałymi. Nie dostrzegasz wielokroć śmieszności swoich atrybutów. Te pewniki niszczą innych, ale najbardziej DOMINUJĄCEGO. Bo rzeczywistość mówi, że  czas dominującego indywidualizmu został zakończony i KORONY  WSZELKIEGO TYPU TRZEBA  ZRZUCIĆ  Z GŁÓW .

Dwa lata znoju, rozkminiania milczenia warmińskiej ziemi przeciąga się do lat dziesięciu. Siedlisko pięknieje, wsparte sadzonkami wipsowego nadleśnictwa. Oto wyrasta bukowy płot, pysznią się urodą dwie modrzewiowe aleje. Zachwyca wonią balsamiczna jodła, sprowadzona z Wielkopolski i krzewy  iglaste z Dolnego Śląska oraz Gór Świętokrzyskich. Ugór zamieniony w warzywniak, ziołownik i pole truskawkowe dostarcza codziennego jadła bez opuszczania posesji. Owocowe drzewka i krzewy dopełniają letniej urody miejsca dostarczają coraz więcej owoców.

Siedlisko zaczyna budzić zainteresowanie. Odwiedza go burmistrz, przedstawiciele Agencji Nieruchomości Rolnych kierują grupy zainteresowanych do ukrytego w lasach gospodarstwa. Pojawiają się studenci Warmińsko-Mazurskiego Uniwersytetu z wydziałów artystycznych, szukający natchnienia w dziwach natury.  Oczarowani urodą miejsca przybysze prawią komplementy, najczęściej pojawiający się zachwyt brzmi:

 to miejsce jest magiczne

 Cztery indywidualistki czują się mentalnie spełnione, lecz wysiłek fizyczny, włożony w mentalne spełnienia upomina się o spowolnienie działań. A to pojawi się: borelioza, a to wypadają dyski z kręgosłupa hamując pośpiech materialnych poczynań.

 Żeby usprawnić koszenie trawy na dwóch hektarach do siedliska leśnego zaprosiłyśmy Czarne owieczki. Tak , tak  to nie pomyłka, ani nie przenośnia literacka. Nawiązałyśmy kontakt z eksperymentalną hodowlą…….. czarnych owieczek miniaturek, prowadzoną na Warmińsko Mazurskim Uniwersytecie i poprosiłyśmy o umieszczenie na kilka tygodni tych ślicznych zwierzątek w naszym siedlisku. Opiekunowie sprawdzili, czy nadajemy się do takiego eksperymentu i oddelegowali grupę: matkę z piątką potomstwa do naszego gospodarstwa. I się zaczęło… Urodziwe zwierzaki pochłonięte pięknem arboretum, jak wielu zwało nasze siedlisko, mimo sznurkowego ogrodzenia trawy i pilnujących je dwóch psiaków uparcie przekraczały wyznaczoną granicę i pospiesznie gnały na ziołownik lub warzywniak. Wszystkie cztery byłyśmy zaangażowane w to ich koszenie roślin zamiast trawy. Powstał interesujący rejestr zdjęciowy w wykonaniu Ewy, ukazujący, jak bez wysiłku można przeprowadzić koszenie trawy. Urokliwy pobyt owczych miniaturek musiałyśmy skrócić po tygodniu zachwytu nad nimi. Po zachwycie została wszakże refleksja: należy coś usprawnić w naszych codziennych zajęciach .

Kolejny tzw. przypadek: Bez profesjonalnych ogłoszeń nagle oddzieloną od całości częścią siedliska zainteresował się mężczyzna, którego nie peszyły zarośla sięgające ramion, ani mokradła, ani staw porośnięty chwastami na tej    „bajkowej”  1,5ha działce. Krzysztof następnego dnia przyprowadził  żonę. Zaawansowana ciąża Iwony nie odwiodła ich od zwiedzania zaskakującej działki. Znajomi  małżeństwa odradzali zakup lecz ONA –Iwona i ON- Krzysztof  to zaskakujące miejsce zobaczyli jako Leśną Dolinę. Wyobraźni nadali realny kształt. Stali się najsypatyczniejszymi  sąsiadami naszych leśnych przygód. Oponenci ich zakupu teraz nie mogą wyjść z  podziwu jaki kształt ma Leśna Dolina.

Po transakcji nabyłyśmy prawdziwą, zmechanizowaną kosiarkę, Zyskałyśmy trochę wolnych dni. Ponadto  zagospodarowane grządki nie wymagały tylu zachodów jak na początku.

 Po 10 latach znoju z uprawą ziemi  mogłyśmy wrócić do zainteresowań paradyscyplinami. Zarejestrowany Ośrodek Naturoterapii „Istnienie” pozwalał na realizację naszych indywidualnych pasji.  Naturalne otoczenie wspomagało prezentowane przez nas terapie. Do ośrodka sprowadzałyśmy  interesujących specjalistów z całej Polski. Parokrotnie gościłyśmy też członków warszawskiego Cechu Naturopatów i  Hipnotyzerów, którego byłam członkiem.

Ośrodek Naturoterapii „Istnienie” wniósł nową jakość w podolsztyńskie siedlisko. Ruszyły do przodu myśli, wymuszały porządkowanie wewnętrznych emocji, by odwiedzające nas osoby mogły w naszym towarzystwie i zajęciach napełniać się autentyczną równowagą i spokojem.

10 lat trwało to doświadczenie,, niezwykle pożyteczne, jak zapewniali uczestnicy zajęć, ale i my same wyniosłyśmy cenne syntezy z tych relacji, o tyle bogatszych w doznania, że większość sesji indywidualnych i spotkań zespołowych przeprowadzałyśmy w magicznym ogrodzie.

 Otaczające naszą posesję warmińskie lasy, pełne dojrzałych świerków, dębów, sosen swoim dostojeństwem i urodą dopełniały czas głębokiej zadumy nad sensem życia nad koniecznością wyhamowania pospieszności. Niespieszność pozwalała na zrozumienie, że spełnienie życiowe można zyskiwać innymi środkami niż dotychczas używane: konkurencje, wyścigi, walki zwyciężanie, bowiem one tworzą złudne przekonanie, że poprzez pokonywanie innych wyrastamy ponad nich, że mamy władzę nad rzeczywistością.

Zostawiając atrybuty przeszłości, które służyły doskonaleniu indywidualizmu, można odkrywać pożytki, wynikające ze współdziałania. A te samoistnie neutralizują konflikty, intrygi, walkę.

Bywają takie miejsca na Ziemi, czasem położone dość blisko ośrodków miejskich, a jednak bywają oazą  spokoju, wspomagają rodzenie się piękna w człowieku, choć  na co dzień  bywamy uczestnikami trudu, graniczącego z nonsensem, choć borykamy się z własnymi małościami, racjami – to w takich miejscach jak te na Warmii łatwiej godzimy się z rzeczywistością, szybciej wyciągamy wnioski z przypadłości życiowych, nawet tych tzw. masakrycznych. Uświadamiamy sobie, że mozolna przeszłość okazała się czasowym lustrem, w którym oglądaliśmy własne wielkości i małości. To były zwierciadła naszych cech ukazane przez zachowania innych. U kogoś dostrzegamy i oceniamy wady,  One wyprowadzają nas z równowagi, wywołują złość, gniew. Gdy sami jesteśmy autorami analogicznych zachowań – uważamy je za stosowne.  Teoretycznie czujemy się zwycięzcami, ale wewnątrz siebie  zwycięstwo nad  „przeciwnikiem” wywołuje emocjonalne reperkusje. Najczęściej pojawia się zespół: winy, żalu, krzywdy i lęku, pojawia się obawa, że oceniany negatywnie osobnik może nas pokonać  słowami, działaniem

Jeśli na stałe w naszych komórkach osadzą się: wina, żal, krzywda i lęk to znak, że na naszych plecach zawisł ogromny ciężar, obarczający każdą wykonywaną  poczuciem winy trzeba zdjąć z pleców, bowiem wina wymusza samoponiżanie, blokuje moce twórcze osoby, utratę samodzielności myślenia i działania.     W człowieku narasta  lęk przed oceną innych. Lęk najbardziej niszczy kręgosłup zakłóca obiektywne widzenie rzeczywistości,

 Dlatego we wszystkich strukturach władzy przywódcy, by utrzymać swoją dominację „dbają” o  swoich poddanych, utrzymując intrygi, konflikty. Bowiem stan zagrożenia pozwala rozbijać solidarność miedzyludzką. Przeciwnik jest niezbędny, by utrzymać władzę.

Czy „zwykły poddany” , ale myślący ma szansę uwolnić się z opresji ?

Oto jaka recepta pojawiła się w ciszy otuliny warmińskiego lasu:

Jeśli jesteś poirytowany, zdenerwowany, a nawet krańcowo wkurzony jakąś sytuacją rodzinną, środowiskową, społeczną, polityczną nakaż sobie spokój, Usiądź wygodnie i  wypowiedz  polecenie najlepiej na głos „Wejdź w odczucie ciała.” Jeśli polecenie zostało wydane uczciwie, w chwilę potem poczujesz w całym ciele falę rozluźniającego powietrza. Jeśli jakieś miejsca, czy narząd  w twoim ciele pozostają inne  nie rozluźnione -to jest wskazanie, że w nim przechowujesz jakąś emocję, odbierającą ci możliwość pełnego rozluźnienia komórek ciała, co ułatwia przeciwnikowi, tzw. przyjacielowi, czy „oprawcy” manipulowanie tobą.( Istnieje skuteczna metoda  usuwania takiej  skłonności z ciała, ale to temat na oddzielną informację)

Jeśli pod wpływem polecenia „Wejdź w odczucie ciała” uzyskałeś spokój, neutralność, równowagę , wyobrażeniowo zadysponuj: Usuwam z całej mojej istoty poczucie winy raz na zawsze. Taki sam nakaz myślowy ma dotyczyć : żalu, poczucia krzywdy, lęku. To nie bywa jednorazowy zabieg. Trzeba powtórkami doprowadzić do realnego skutku, a odczuwanego jako pogłębiający się spokój i neutralność emocjonalna przejawiająca się na co dzień spostrzeżeniem Nikt i Nic nie wyprowadza mnie z równowagi bez względu na  tzw.  negatywne przypadłości losu. Z czasem pojawia się kolejna satysfakcja- Odczucie permanentnego spełniania bez względu na to, co dzieje się w realnym świecie.

 To podstawowe konkluzje, do których sięgnęłam nieopodal Olsztyna podczas  20-letniej warmińskiej przygody. To mimo trudu, przetrąconego kręgosłupa był okres twórczy. Tego w gąszczu wielkomiejskich zdarzeń nie udało by się uzyskać. Ta świadomość każe mi każdego dnia przesyłać symboliczny ukłon warmińskim lasom, dzięki urodzie których, stałam się innym człowiekiem         .                        

Anna Dąbrowska                        

A teraz nietypowe  CV,

 bowiem większość tego typowego CV stanowi powyższy tekst  

Zaś w nietypowym CV prezentuję  rozpoznawanie siebie,  dla zainteresowanych  odkrywaniem  własnych  możliwości.  Dotarcie do nieujawnionych potencjałów siebie wymaga porzucenia:

Zbędnych  nawyków, budowanych INTENCJ AMI wyższości materialnych; Zbędnych przekonań rodowych, zamykających na INSPIRACJE z pola energetyczno- informacyjnego.

To wymaga wyeliminowania z umysłu, psychiki i komórek ciała emocji: żalu, winy, krzywdy, lęku poprzez kodowanie w siebie stwierdzenia:

Nie mam Żalu DO NIKOGO…  ANI DO SIEBIE.

Uwalniam swoją istotę od  POCZUCIA   WINY.

Doznawane  życiowe KRZYWDY traktuję jako ZYSKI  osobistej mądrości.

Konsekwentnie prowadzone  w tym celu  relaksacje, medytacje obniżają, a nawet wyzwalają od lęków, negatywnego myślenia, pozwalają na osiągnięcie stanu, w którym NIKT nas nie oburza, bez względu na to, jakie głosi racje. Jeśli spostrzegamy, że jednak zaczynamy oceniać osobnika spokoimy siebie nie jego stwierdzeniem „Gdyby umiał się zachować inaczej, to by to zrobił” i nagle przeżywamy olśnienie. NIC mnie już nie dotyka. Widzę nonsensy ludzkiego zachowania, ale płynę ponad tym. A to jest siła, która neutralizuje nie tylko moje wnętrze, ale osłabia moc nonsensów, tworzonych przez innych. Moja tzw. SAMOTNOŚĆ przekształca się w SAMODZIELNOŚĆ. Do kosztowania tych nowych smaków zapraszam CZYTELNIKÓW. Sama ich kosztowałam przez 20 lat w WARMIŃSKICH  LASACH. Sprawdziły się, zabrałam je więc w dalszą życiową podróż po Polsce. Ciepłe wspomnienia o Warmii zachowam w moim sercu na zawsze.

                                                                                                               Anna Dąbrowska

Anna Dąbrowska, Dzień dzisiejszy, Uśmiech Nieśmiertelności
Anna Dąbrowska, Dzień dzisiejszy, Uśmiech Nieśmiertelności
W pogoni za sensem życia